Piątek, piąteczek, piątunio … ostatnie 2 weekendy były dość intensywne, więc ten musi być spokojny, w końcu trzeba kiedyś posiedzieć z rodzinką i ogarnąć mieszkanie. Choć liczę też na chwilę dla siebie z książką. A Wy jakie macie plany na weekend?
Babydream – Balsam na dobranoc dla niemowląt i małych dzieci
Użyliśmy go kilka razy i po prostu leżał, nie robił nic szczególnego. Lekka, lejąca się konsystencja. Nie zauważyłam, żeby w jakikolwiek sposób ułatwiał zasypianie, czy też wpływał na jakość snu. Nie kupię ponownie.
Palmolive – Pianka do mycia rąk
Straciłam już rachubę ile to opakowań zużyłam, a ponieważ chętnych na nią w domu jest więcej, więc i opakowanie zbiorcze idzie w ruch, po raz kolejny, nowe już oczywiście czeka. Póki co inne jej nie pobiły, a konkurencja jest coraz większa.
CosNature – Koloryzujący krem z nagietkiem
Trochę czasu mi zajęło, zanim się polubiliśmy. Początki były oporne, bo jest ciemny, choć zupełnie tego nie widać wyciskając na dłoń. Więc to może być tylko reakcja z moją skórą twarzy. A na początku roku jednak jestem biała. Nakładanie go w inny sposób niż palcami, też mu nie sprzyja. Krycia nie da się za bardzo zbudować. Wylądował w ulubieńcach. Wygląda bardzo fajnie, naturalnie, krycie jest lekkie, to bardziej wyrównanie kolorytu, które fajnie się stapia z moim obecnym kolorem skóry. Jednak dla bladziochów mimo wszystko bym go nie polecała, chyba, że na Waszej skórze podkłady nie ciemnieją. Nie uczula, nie podrażnia, nawet moich delikatnych oczu, a pod nie też go nakładam, po prostu wmasowując go dosłownie w całą twarz. Nie podkreśla rozszerzonych porów, suchych skórek, czy blizn. Nie zapycha. Zgrywa się z kremami pod oczy, ale jeśli przed nim nałożę krem do twarzy, to dla mojej skóry jest to za dużo i będzie się szybciej wyświecać. Przypudrowany, trzyma się lepiej niż większość moich lekko i średnio kryjących podkładów. Jest bardzo wydajny, bo wystarczy go bardzo niewiele. Świetnie przyjmuje całą kolorówkę, jaką na niego nakładam. Dla mnie obecnie idealna opcja na minimalistyczny make up. Nie wymaga ode mnie wiele, zwłaszcza czasu, a różnica jest zauważalna i zadowalająca. Brakuje mi go, ale może dzięki temu zrobię porządek w podkładach.

Be Beauty – Sól do kąpieli – Lavender
Bardzo przyjemna sól z Biedronki, która barwi wodę, odpręża i pozostawia skórę przyjemnie gładką. Fajna kupiłam 3 wersje i pewnie jeszcze do nich kiedyś wrócę, ale nie pobiły Isany.
Fitomed – Płyn różany do twarzy
Z kosmetykami tej firmy nie miałam do czynienia już jakieś 2 lata, nie wspominam ich źle, więc kiedy zobaczyłam ten tonik stacjonarnie, musiałam się skusić. Na początku trochę mnie wystraszył. Czerwone plamy to nie jest efekt, jakiego szukam. Więc zaczęłam używać go naprzemiennie z moim ulubieńcem z Vianka. Po tygodniu problem się skończył. Nie wiem co było powodem. Podrażniał, ale skóra się przyzwyczaiła? A może tak reagowała przez coś innego w pielęgnacji, a potem w kontakcie z nim. Zużyłam do końca, już bez niespodzianek. Działał poprawnie, nie obrażę się na powrót do niego, ale też nie planuję w najbliższym czasie.


Andalou Naturals – Żel pod prysznic
Odlewka od Ani z bloga Co kręci Anulę. Fajny, gęsty żel. Niewiele go trzeba, starczył mi na bardzo długo. Bardzo intensywny i specyficzny zapach, na początku uznałam, że nie lubię, ale z czasem zaczął mi się podobać. Chętnie sprawdzę inne ich produkty. Dushka – Żel pod prysznic – Bubble Gum
Rzeczywiście pachniał jak guma balonowa. Gęsty, zużyłam do kąpieli, gdzie długo się rozpuszczał. Krzywdy nie zrobił, ale użyty w taki sposób innego wrażenia też nie zrobił. Odlewkę dostałam od Agnieszki z bloga Kosmetyczny Fronesis. Vianek – Odżywczy krem do twarzy na dzień
Krem pod oczy lubię, ale krem do twarzy jest za ciężki dla mojej skóry mieszanej. Po prostu na niej siedzi, nic za bardzo nie robiąc.
Vita Coco – Coconut oil
Dostępny w Sephorze w dużej wersji 50 i 250 ml. Pachnie fajnie delikatnie. Momentalnie rozpuszcza się na dłoni. Ale nic nie robi dla moich włosów, mimo, że nałożyłam całą tubkę na włosy wieczorem i zmyłam rano. Ale moje włosy, jak i całe ciało już nie raz pokazały, że nie lubią oleju kokosowego.

Blend it! – Gąbeczka do makijażu
Uwielbiam je. Mam od dawna, kilka sztuk stale jest w rotacji. Jedna z nich wylądowała w ulubieńcach. Super mięciutka, działanie zacne, cena przystępna. Gdybym tylko mogła je dorwać stacjonarnie. Wyparła u mnie Beauty Blender, który nadal uwielbiam, ale po co przepłacać.