Piątek, piąteczek, piątunio … co za dziwna pogoda, dobrze ponad 20 stopni nawet rano. Gorąco, pada, a kałuże nie wysychają. W domu mimo wielkich chęci, przeciągu zrobić się nie da. Tropiki to nie miejsce dla mnie.
Maski Yunifang
Jeśli do mnie trochę zaglądacie to pewnie już je kojarzycie. Używam ich od kilku lat, wiele z nich się u mnie przewinęło. Mimo, że używałam wiele, różnych masek w płacie, to jakoś te zawsze zaliczały się do najlepszych. Jednak ostatnio nie zachwycają mnie już tak mocno, ale nadal są jednymi z najlepszych, jakich używałam. Wiele z nich puściłam w świat i tylko jedną reakcję negatywną na ich temat usłyszałam. Będę do nich wracać, ale chwilowo pokochałam w końcu glinki.
Chic Chiq – Soiree
Najnowsza ich maska, której odsypkę dostałam od Agnieszki z bloga Kosmetyczny Fronesis. Od kiedy znalazłam na nie sposób, czyli maski w tabletce, nie mam za bardzo na co narzekać. Przyjemny zapach, ładny niebieskawy kolor. Skóra po jest bardziej jędrna i nawilżona, ale nie jest to spektakularny efekt. Jest lepsza, niż najsłabsza z nich la Noce, ale dużo gorsza niż najlepsza z nich De la Mer.
Kiko – Spiekany puder mineralny, zapewniający świetliste wykończenie
Takiego pecha to tylko ja miewam. Kupiłam u nich 4 produkty i wszystkie 4 zasługują na miano bubla. Nie wiem, czy to ja wybierać nie potrafię, czy te produkty są tylko dla wybranych. Ten jest tym 4 i ostatnim, który jeszcze się u mnie uchował. Żadnego nie udało mi się wykończyć. Używałam pędzla i gąbeczki do niego, w małej ilości nie utrwali podkładu, o macie nawet nie wspomnę. W większej ilości robi maskę i ciacho za jednym zamachem. Trwałości brak, bo nie przetrwa mojej podróży do pracy. To samo z korektorem pod oczami. Mogłabym zrzucić winę na moją tłustą strefę T, ale poza nią moja skóra jest w miarę normalna i tu zachowuje się tak samo. Moja skóra twarzy go nie toleruje. A dawałam mu wiele szans, z różnymi podkładami i przy różnych warunkach atmosferycznych.
Bioxsine – Dermagen serum
Urodzinowy prezent od Ani z Aneczka blog. Na razie jeszcze nie chcę zdradzać rezultatów, pewnie poświęcę im oddzielny wpis, tym bardziej, że do końca kuracji jeszcze trochę mi zostało. Nie znęcają się nad moją wrażliwą skórą głowy. A i rąk nie pocięłam przy odłamywaniu główki, bo robię to przez ręcznik. A co ciekawe na razie widziałam tylko pozytywne komentarze na temat tej kuracji.
Isana – Czas relaksu – Sól do kąpieli
Mocny, perfumowany zapach, dla mnie zupełnie nie kojarzy się z czasem relaksu. Zmiękczają wodę i sprawia, że skóra jest przyjemna. Nie zachwyca mnie.
Isana – Maxi Wattepads
Może nie są najbardziej miękkie, ale duże i łatwo dostępne, a to przy normalnych stanach mojej skóry w zupełności mi wystarcza. Ostatnio gdzieś mi mignęły ich płatki z serii Bio, takie duże właśnie. U nas jednak chyba nie są dostępne. Jeśli się mylę, dajcie znać, bo chętnie się zaopatrzę.
Manufaktura Mewa – Tonik do twarzy – Neroli
Dostałam go, jako jeden z prezentów urodzinowych od Agnieszki z bloga Kosmetyczny Fronesis. Byłam ciekawa ich produktów od jakiegoś czasu, ale wieczny zapas, nie szczególnie zachęca do wielkich zakupów. Najbardziej korcił mnie właśnie Neroli, bo to taki piękny zapach ma być, a moje spotkanie z nim, ale w hydrolacie Bioer, było paskudne. Ten tonik ładnie łagodzi, choć nie w pełni, nie uczula, nie podrażnia, ale zapach znowu zachwycający nie jest, co prawda tragicznie nie jest, ale mąż nie wyraził się o nim pochlebnie, jak przeszłam koło niego po aplikacji. Więc niby wszystko ok, ale przez zapach wracać do niego nie planuję.
Organic Shop – Delikatny peeling do twarzy – Morela i Mango
Wygląda jak przeciętny krem wyciśnięty z tubki. Bardzo ładnie pachnie, pierwsze skojarzenie to jogurt mango, słodko, delikatnie, owocowo, przyjemnie. Robi wrażenie, jakby się delikatnie wchłaniał, po chwili odczuwalnie zastyga. Przy obecnych temperaturach, skóra pod nim miejscami się poci. Łatwo daje się zmyć, trochę wody, dłonie i dosłownie minuta czasu. Za pierwszym razem ciut się zasiedziałam, a i tak nie zrobił mi krzywdy. Podczas zmywania nie czułam nic specjalnego, myślałam, że nie działa. Ale po zmyciu skóra była odczuwalnie gładsza, bez rozdrażnienia, bez zaczerwienienia, bez skutków ubocznych. Jednak oczyszczenie skóry nie jest idealne, z nosem w pełni sobie nie radzi. Jako peeling na co dzień, co drugi dzień, jest fajny. Jako ten jeden, który wystarczy mi raz w tygodniu, żeby skóra była zadowalająco oczyszczona, jest za słaby. W 3 produktach pisałam o nim i jego 2 braciszkach.
Miodowa Mydlarnia – Puder do kąpieli
Ulubieniec czerwca i kolejny prezent urodzinowy od Agnieszki z bloga Kosmetyczny Fronesis. Pachnie jak pomarańczowa Mamba, słodko, świeżo, intensywnie, ale głowa mnie od niego nie boli. Sprawia, że woda staje się mleczna. Po wannie pływają pojedyncze płatki, nagietka zdaje się. Woda zdaje się być zagęszczona, miękka, otulająca skórę. Prawdziwa przyjemność dla zmysłów. Przyznam szczerze, że już dawno bym ją wykończyła, gdyby nie to, że zasługuje, żeby ją pokazać w ulubieńcach, więc po prostu ją oszczędzałam do zdjęć. Myślałam, że w temacie umilaczy do kąpieli już nic mnie nie zaskoczy, a tu taka perełka.
Harika – Olejek z magnolii do twarzy
Odlewkę dostałam od Ani z Aneczka blog. Byłam go mega ciekawa, ale jak zwykle moja skóra pokazała, że za olejami nie przepada. Co prawda nie zrobił mi nic złego, ale dobrego też nie. Był, bo był, zużyłam, ale to używanie to była tylko strata czasu. Szkoda, ale dzięki Ani oszczędziłam na tym zakupie.