
Mam wielkie postanowienie poprawy, staram się czytać więcej, niż mi przybywa. Nadal mi się to nie udaje, ale staram się. #zostańwdomu powinno mi pomóc. Nowości trafiają w konkretne miejsce, w wolnej chwili robię zdjęcia, wrzucam na bloga i po kolei czytam, nie zależnie od gatunku. Tym razem padło na kryminał, sensację, czyli Dziewczyna, którą znałaś.

Nota Dziewczyny, którą znałaś ze strony Wydawnictwa W.A.B.:
Należała do niego.
Była idealna.
Aż nagle zniknęła.
Jako były członek parlamentu, a teraz prezenter telewizyjny, George Bell zawsze cieszył się opinią kobieciarza. Jego żona, Alice, nigdy nie mogła się uwolnić od cienia kobiet z przeszłości George’a. A kiedy zachodzi w ciążę, jej dyskomfort przemienia się w obsesję… Spokoju nie daje jej zwłaszcza jedna z dawnych partnerek męża: piękna dziewczyna o imieniu Ruth, z którą George spotykał się na pierwszym roku studiów i która zaginęła, zanim skończyli uniwersytet. Kiedy więc Alice widzi kobietę, która do złudzenia przypomina Ruth, nie może się otrząsnąć z wrażenia, że za jej zniknięciem stoi coś więcej, niż mówił George. Ale czy na pewno chce wiedzieć, co mąż robił za jej plecami przez te wszystkie lata?

Moje wrażenia:
Nuda, nuda, nuda. Dziewczyna, którą znałaś mnie nie wciągała. Miałam czas, teoretycznie, bo tydzień siedzenia w domu #zostajewdomu to duże ułatwienie. Ale aktywny pięciolatek zamknięty w domu to jednak spore wyzwanie. No i ma pierwszeństwo przed wszystkim innym.
Codziennie ją otwierałam i codziennie, parę krótkich rozdziałów czytałam. Co rozdział to inny narrator, przedstawiający swoje obecne życie i ciut ze studenckich czasów, kiedy to najważniejsze wydarzenia dla Dziewczyny i tej książki miały miejsce. Niby dzięki temu nie nudziłam się, ale z drugiej strony były na tyle krótkie, że ciężko było mi się wciągnąć. Aż w końcu koło 200 strony coś zaskoczyło i zaczęłam być ciekawa, co się rzeczywiście wydarzyło. A tak serio dopiero koło 300 strony, nie chciało mi się jej odkładać, chociaż musiałam. Tylko wiecie książka z podziękowaniami to 366 stron.
No dobra, ale co myślę o samej książce?
“Dziewczyna…” jest za długa, za nudna, zbyt powolna. Nie jest odkrywcza, nie jest zaskakująca, nie ma tu nic, czego już kiedyś nie czytałam. A do tego końcówka jest nijaka. Dało się ją przeczytać, w końcu przez nią przebrnęłam, ale nie było warto się zmuszać. Jak dla mnie to ani kryminał, ani sensacja. Za tydzień nie będę już niej pamiętała. Na tą “Dziewczynę…” szkoda czasu, są inne bardziej ekscytujące pozycje.

Inne ksiażki wydawnictwa W.A.B., które opisałam:
- Alice Feeney – Czasami kłamię
- Michelle Gable – Dom na Klifie
- Lily Graham – Dziecko z Auschwitz
- Sabri Louatah – Dzikusy – Francuskie wesele
- Katarzyna Berenika Miszczuk – Szeptucha
- Sabri Louatah – Dzikusy – Upiór nawiedził Europę
- Katarzyna Berenika Miszczuk – Kwiat paproci – Noc Kupały
- Katarzyna Berenika Miszczuk – Kwiat paproci – Żerca
- Brandon Mull – Baśniobór
- Katarzyna Berenika Miszczuk – Kwiat Paproci – Przesilenie